Za mną udany sezon startowy. Pierwszy, w którym czułam się w pełni zdrowa, od ponad 3 lat, czyli od czasu, w którym zaczęłam się zmagać z boreliozą i powikłaniami po tej podstępnej chorobie. Trudno mi było w tym czasie pogodzić się z utratą formy fizycznej, a powrót do zdrowia i normalnych treningów okazał bardzo długim procesem.
Nie lubię wracać do przeszłości, ale pewnie nie jestem jedyną osobą, której podobne problemy zdrowotne utrudniły uprawianie sportu. Zdałam sobie sprawę, że mimo tego, iż był to dla mnie bardzo trudny okres, to wychodzenie z tego stanu okazało się bardzo budujące. Dlatego pomyślałam, że to dobry moment, aby podzielić się tym doświadczeniem.
W 2020 roku jeszcze przed sezonem treningi zaczęły mi sprawiać coraz więcej trudności. Wtedy moją uwagę zwróciła plama wokół miejsca, gdzie jakiś miesiąc wcześniej zostałam ukąszona przez kleszcza. To był rumień charakterystyczny dla boreliozy. W trakcie i po kuracji antybiotykowej moja kondycja fizyczna dramatycznie się pogorszyła. Problemy oddechowe doprowadziły mnie do stanu, w którym wysiłek fizyczny sprawiał mi wielki ból.
Dlaczego mi się to przytrafiło i kiedy to się skończy?
Mimo iż przez cały czas próbowałam trenować z nadzieją, że ten stan szybko się poprawi, nic takiego nie następowało. W tym czasie chodziłam od lekarza do lekarza, szukając cudownego leku na moje dolegliwości. Jednocześnie brałam udział w maratonach MTB, ale wybierałam te najdłuższe, bo mój aktualny stan pozwalał na utrzymanie średniego tempa nawet przez kilka godzin, ale nie byłam w stanie zwiększyć intensywności. Cały czas żyłam nadzieją, że zaraz wyzdrowieję. To trwało aż do październikowej edycji Bike Maratonu w Świeradowie-Zdrój, gdzie podjazd na Łącznik był dla mnie tak wyczerpujący, że nie byłam w stanie dobrze trzymać kierownicy i na asfaltowym zjeździe wylądowałam na asfalcie, mocno zdzierając sobie skórę na nodze. Chyba dopiero wtedy dotarło do mnie, w jakim fatalnym stanie jest mój organizm.
Czas pogodzić się z sytuacją.
Intensywny wysiłek fizyczny był dla mnie koszmarem a podjazdy stały się dla mnie potwornie trudne. Trudno było mit to zrozumieć i pogodzić się z tym, że jazda rowerem MTB po górach, która była dla mnie zawsze największą przyjemnością, sprawiała mi tyle bólu. Ale nie mogłam przestać kochać gór i marzyć o tym, by znów móc czuć tą przyjemność z pokonywania podjazdów. Szukałam odpowiednich lekarzy, specjalistów, porad w Internecie, rozmawiałam z ludźmi, którzy mieli podobne problemy. Próbowałam zdiagnozować swój stan zdrowia, co nie było łatwe. Na pierwszy rzut oka wyglądałam na osobę zdrową, ale mój organizm nie chciał normalnie funkcjonować podczas treningów.
Jak wrócić do zdrowia?
Zaczęłam intensywnie myśleć, jak mogę wrócić do zdrowia. Czytałam różne książki, artykuły, przesłuchałam wiele podcastów. Wprowadzałam drobne zmiany do codziennego życia (łącznie z tym, że uczyłam się od nowa poprawnie oddychać). Niektóre z tych zmian powodowały, że czułam się lepiej, więc zostawały ze mną na stałe. Energia powoli zaczęła wracać. Podejmowałam się różnych wyzwań, szukałam miejsc, które dobrze wspominałam i wiedziałam, że dadzą mi zastrzyk pozytywnej energii.
Jedną sytuację zapamiętałam szczególnie. Byłam w austriackim Ischgl na etapówce MTB, gdzie bardzo słabo się spisałam na wyścigach, ale w dzień wyjazdu bardzo chciałam jeszcze raz podjechać do górnej stacji wyciągu Idalp położonej na wysokości ok. 2300 metrów n.p.m. Żeby tego dokonać musiałam wstać o 6 rano, żeby o 7 godzinie zacząć już podjazd na rowerze. Wtedy poczułam (i przypomniałam sobie) jak dobrze na mnie działa takie wczesne wstawanie. Cała wyprawa tamtego dnia była niesamowita: chmury nad doliną, przepiękne widoki, górskie powietrze i skaliste szczyty nade mną. Wtedy zrozumiałam, że mogę spokojnie wrócić do wcześniejszej pory wstawania, co w czasie wychodzenia z choroby było nierealne. Nie dość, że nie byłam w stanie się dobudzić, to przez długi czas czułam, że nie mam siły ani energii do funkcjonowania. Tamten moment był jedną z oznak, że wracam do zdrowia.
Powoli, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, zauważałam powolną poprawę samopoczucia i rosła we mnie wiara w pełny powrót do zdrowia.
Jak zbudować formę po chorobie?
Niestety odbudowanie formy fizycznej okazało się bardziej skomplikowanym procesem. Problemy z szybkim powrotem do dyspozycji sprzed choroby wywoływało frustracje i odbiło się na mojej psychice. Wtedy też rozpoczęłam współpracę z psychologiem sportu Justyną Macur, która pomagała mi zmienić tok myślenia i skoncentrować swoją uwagę na procesie budowania nowej formy fizycznej. Zaczęłam dostrzegać, gdzie mam największe braki treningowe i czego potrzebuję, by przygotować się dobrze do kolejnego sezonu.
Budujący proces.
Sama wiedza o tym, jak trenować, nie wystarcza do zbudowania dobrej formy. Doświadczenia po chorobie nie pomagały mi, bo ta niestety pozostawiła po sobie trwały ślad. Musiałam nauczyć się cierpliwości, potrzebowałam spokoju i wiary w to co robię.
I tak, minionej zimy, krok po kroku, wprowadzałam kolejne zmiany w treningach na rowerze czy siłowni, które pomagały mi czuć się lepiej i w efekcie solidnie przygotować się do sezonu. W kontekście tych ostatnich lat, powrót do rywalizacji w Elicie na międzynarodowych zawodach był dla mnie całkiem nowym, ekscytującym doświadczeniem. Ukończenie trzech edycji Pucharu Świata w maratonie MTB czy start w Mistrzostwach Świata w Maratonie MTB w Glasgow jeszcze rok temu wydawało mi się zupełnie nierealne.
Oczywiście nie jestem jeszcze całkowicie zadowolona ze swojej formy sportowej, czuję, że jest jeszcze sporo do poprawy. Jednak największym sukcesem dla mnie jest powrót do zdrowia 🙂 oraz fakt, że pozbyłam się problemów blokujących mój sportowy rozwój i równowagę emocjonalną.
W najbliższym czasie znów rozpocznę przygotowania do następnego sezonu! Parę wyzwań wciąż jeszcze czeka!
Michalina Ziółkowska